Tydzień dalekowschodni w Radiu PiN dobiegł końca (niestety...).

Czas na małe podsumowanie.
Mogliśmy bliżej poznać Chiny, Koreę oraz Japonię; język, kuchnię, gospodarkę; rozmawiano ze znawcami tematów oraz rdzennymi mieszkańcami. Skupmy się jednak na audycjach dotyczących Japonii. Zdecydowanie żal serduszko ściska, że było tego tak mało - chciałoby się więcej, a co! Bardzo przyjemnie było słuchać głosu Kie Kawada opowiadającej o japońskich potrawach oraz Renaty Wódkowskiej skupiającej się na tajnikach języka japońskiego, a także Urszulę Mach - Bryson ze Stowarzyszenia Drogi Herbaty Urasenke czy Jagody Murczyńskiej z Fundacji Arteria. Wyjątkowo interesujące okazały się audycja dotycząca japońskich idiomów (środa) oraz audycja dotycząca onomatopei w języku japońskim (czwartek i piątek), z kórych wyciągnęłam całą garść nowych informacji.

Japońskie onomatopeje są równie zagadkowe, co "Słowniczek animo-polski – dla gaijinów (...)" autorstwo: Slova (Omakai II).
A oto i fantastyczny opis tejże atrakcji, który uwiódł mnie przy pierwszym poznaniu:
"Czy bishoujo meido rysując ecchi doujinshi zawierające futanari pokusi się o prequel w konwencji yaoi-guro? A może jednak, na przekór otaku stworzy kawaii tsundere oppai loli ujeżdżające nekomimi mecha? Czy baka gaijin zrozumiał? To jak nie zrozumiał, to niech przyjdzie, to mu sensei Slova wytłumaczy, żeby gaijin więcej nie był aho."

Przyszło mi do głowy, że zabawnie brzmiałaby podobna opowiastka, w której większość słów zastąpiona by została japońskimi onomatopejami.

A WIĘC KONKURS!
Wymyśl zabawną opowiastkę, używając od 10 - 50 słów dźwiękonaśladowczych pochodzących z języka japońskiego!
Do wygrania 3 przypinki/badge 5,6 cm z dowolnie wybraną przez zwycięzcę grafiką!
Wygrywa najzabawniejsza historia :D
Wśród pozostałych biorących udział osób zostaną rozlosowane 2 nagrody pocieszenia tj. po 1 przypince z wybraną przez osobę grafiką.
Zgłoszenia wraz z opowiastką zostawiać proszę w komentarzach.
Konkurs kończy się w piątek 30.08.13r. o godz. 22.00.

A tu kilka źródeł wiedzy na temat onomatopei w języku japońskim:
Wiki Books
BENKYO
Matsumi
Chomikuj.pl


Prawdopodobnie większość ludzi zna, widziała lub przynajmniej słyszała o filmie Kick-Ass. Opowiada on o młodym chłopaku, który zafascynowany superbohaterami z komiksów, sam pragnie walczyć o miłość i sprawiedliwość ;) Dokonuje więc zakupu potrzebnych elementów stroju i projektuje swój własny kombinezon bohatera. Gotowy do walki, uzbrojony w dwie pałki i dużo samozaparcia rusza w miasto, by pomagać ludziom.

Jednak nie o film z 2010 roku się rozchodzi...

Tadahiro Kanemasu, 27 letni mieszkaniec Tokyo, pracownik sklepu warzywnego. Jak mówią jego współpracownicy ze sklepu, od zawsze uprzejmość była jego największą cnotą. Jednak zwykła uprzejmość przestała wystarczać Japończykowi. Zainspirowany przez dzieci odwiedzające jego sklep, Tadahiro Kanemasu postanowił stać się prawdziwym bohaterem. Wdział więc strój Zielonego Power Rangersa i ruszył na stację metra w Tokyo, by pomagać ludziom w trudnych sytuacjach. Z początku, jak mówi, ludzie uważali go za dziwaka i nie chcieli się do niego zbliżać, jednak po 3 miesiącach wytrwałego pomagania przy noszeniu bagaży, wchodzeniu po schodach oraz znoszeniu z nich wózków, Tadahiro Kanemasu spotkał się z ogólną akceptacją.

"Nadal uważają mnie za dziwaka, ale w ten dobry sposób." - Tadahiro Kanemasu.

Maska daje mu większą anonimowość. W tradycji Japończyków, każdą przysług należy zwrócić, ale gdy pomaga tajemniczy superbohater w masce - łatwiej pogodził się ze zwykłą dobrocią ze strony innego człowieka. Superbohater z życia wzięty przesiaduje przed stacją Honancho w Tokyo obok tablicy informacyjnej ("Baby Carriage Carrying Ranger") i czytając mangi oczekuje następnych wydarzeń.

Jak na razie nasz zielony bohater może pomagać ludziom tylko kilka godzin dziennie ze względu na własną pracę i życie, ale już znalazł on dwójkę chętnych do pomocy bohaterów: niedługo dołączą do niego czerwony i różowy Power Rangersi ;)

Ja szczerze dopinguję Tadahiro Kanemasu i podziwiam jego zachowanie.
Z drugiej jednak strony martwię się o niego i mam nadzieję, że jego losy będą lepsze od tych, które spotkały filmowego Kick-Assa czy Phoenix Jones'a w ol Murrica (został aresztowany za atak na nastolatków, którzy jego zdaniem się bili - został w szarpaninie zdemaskowany i aresztowany, stracił pracę)...

Linki do artykułów o Tadahiro Kanemasu:
po polsku:
Japonia Online
po angielsku:
Kotaku
THV11
International Business Times
Huff Post World
The Guardian
Robimy maskotki z anime "Mój sąsiad Totoro" :)


Przede wszystkim chciałam się nauczyć szyć na maszynie, a najlepiej zrobić to w praktyce.



W internecie można znaleźć mnóstwo wzorów do zrobienia maskotki Totoro. Ja zrobiłam własny, ale polecam wykorzystanie tego wzoru dla dużego Totoro lub tego wzoru dla małego Totoro.

Prawdopodobnie najlepiej szyć z filcu, gdyż się nie strzępi, a w związku z tym, będzie mniej pracy. Ja wykorzystałam to, co miałam akurat w swojej skrzyni z materiałami do szyci, a miałam mnóstwo płótna w kolorze beżowym i śmietankowym (tłumaczenie -> białym i brązowawym x)).



Najpierw rysujemy wzór bądź drukujemy taki z internetu. Wycinamy wzór, pamiętając o tym, że będą nam potrzebne: 4 kawałki na rączki, 2 kawałki na ogonek, 2 kawałki na tułw, 4 kawałki na uszy, 1 kawałek na brzuszek oraz podwójne kółka na oczy, jeden nosek, jedne usta (można też wyszyć je muliną lub grubą nitką) oraz z 7 "bumerangów" na brzuszek. W moim wypadku, Totoro jest jednoczęściowy, co oznacza, że nie będę potrzebowała osobnych uszu i rączek.



Odrysowujemy wzory na materiale. Można to zrobić kredą lub ołówkiem. Nie polecam pisaków, gdyż mogą przebijać przez materiał (chyba, że szyjemy z filcu). Każdy materiał ma prawą i lewą stronę, które delikatnie różnią się między sobą. Trzeba zwrócić uwagę na to, by brzuch i plecy maskotki miały ten sam odcień.

Przy wycinaniu wzoru z materiału należy wziąć poprawkę około 1 cm od kreski.



Po wycięciu wzorów, na tułw naszych małych potworków należy naszyć wszelkie ozdoby: oczy, brzuszek, nos, buzia, "bumerangi". Później byłoby to trudne do wykonania. Elementy można przyszyć nitką w adekwatnym kolorze lub przykleić na silny klej (ja to zrobiłam klejem do drewna ;D ). Trzeba tylko wybrać klej, który nie jest zbyt wilgotny, żeby nie wsiąkł w materiał i nie odbarwił go. Wyobrażam sobie, że najlepiej nadałby się klej rozgrzewany z pistoletu.



Teraz nakładamy wzory na siebie, właściwymi wzorami ku sobie. Oznacza to, że nie powinno być widać oczu. Zszywamy obie części ze sobą (i tu właśnie pracowałam na maszynie, różnie mi to wyszło...) po narysowanych wcześniej kredą/ołówkiem kreskach. Pamiętamy o pozostawieniu niewielkiej niezaszytej przestrzeni na dole maskotki. Tędy wepchniemy w maskotkę życie (plush, starą zawartość poduszki lub kołdry, watę, gałganki).



Po zszyciu, czas na to, co tygryski lubią najbardziej... Odwracanie maskotki na właściwą stronę! Należy uważać, by przy tej czynności nie rozerwać świeżych szwów. Dobrze wykorzystać zwykły ołówek z gumką do tych części, które wystają z ogólnego owalu Totoro - uczu, rączek. Gdy maskotka jest już na prawej stronie, czas na wypchanie jej (zwrócić uwagę na uszy i rączki) i zaszycie :)

Efekt końcowy wygląda u mnie tak:


A jak u Was? Chętnie bym zobaczyła przygotowane ręcznie maskotki Totoro zrobione przez innych fanów Studia Ghiblii :D

A na koniec podsumowanie:
Filc - około 60zł / kg
Nici - 10 zł
Maskotka wykonana w całości samodzielnie - bezcenne!!

Szyć każdy może, trochę lepiej lub trochę gorzej xD

Na stronie National Geographic przeczytać można (w języku angielskim) artykuł o tajemniczych kręgach na dnie oceanów. Jak się okazuje te podwodne dzieła sztuki stworzone z misternie ułożonego piasku, są wyrobem rybich płetw ;)

Pufferfish zwana w Japonii fugu (bądź fuku) to ryba o bardzo trujących wnętrznościach. Jej trucizna jest tysiąckrotnie silniejsza od cyjanku. Mimo silnych restrykcji od czasów zakończenia II w.ś., w Japonii nadal dochodzi do licznych zatruć po spożyciu niewłaściwie przygotwanej fugu. Tylko dobrze do tego przygotwany kucharz potrafi tak oprawić rybę, by trucizna nie rozlała się na mięsie. Dlatego, by móc podawać fugu w swojej restauracji, od kucharza wymaga się zdobycia odpowiedniej licencji.

Jak się okazuje (i o czym jest napisane w reportarzu NG), samiec fugu tworzy na dnie gniazdo o wyjątkowym wyglądzie, by zwabić w ten sposób samicę. Prawdopodobnie im większe, okazalsze gniazdo, tym silniejszy i atrakcyjniejszy samiec, gdyż przygotowanie takiego okręgu zajmuje rybie bardzo dużo czasu.

Tutaj można obejrzeć krótki reportaż o rybie fugu (w języku angielskim).

Swego czasu oglądałam ciekawy program o pewnym Amerykaninie, który jeździł po świecie i próbował smaku niebezpiecznych i nieatrakcyjnych potraw. Jak się można domyślić, danie z fugu było jednym z tych, których spróbował. Według tego Amerykanina, nie była to ryba specjalnie smaczna w smaku. Jak słychać na filmiku, którego link znajduje się powyżej, najsmaczniejsza okazała się grillowana. ;)


Ciekawostka:

I cannot see her tonight.
I have to give her up
So I will eat fugu.

Yoso Buson

Wikipedia zwraca uwagę na powiązanie japońskich słów "karabin" i "pistolet" ze słowem "ryba" oraz czasownikiem "zatruć" i jego podobieństwem do "zastrzelić".
Biedny Yoso Buson ;D
Uwaga uwaga! Radio PiN systematycznie będzie przez tydzień dodawało kolejne audycje z tygodnia dalekowschodniego! Dzisiaj można posłuchać o:
zwrotach grzecznościowych w Japonii (Renata Wódkowska) oraz w Korei (Joanna Czuż),
różnicach kulturowych i kolorystyce miast w Chinach (Katarzyna Pawlak),
tonkatsu - czyli kuchnia Japońska ciąg dalszy (Kie Kawada),
współpracy polsko-japońskiej i japońskiej gospodarce (radca w ambasadzie Japonii).

LINK
W końcu są! Wyniki konkursów na YOSOYMORENA, o których pisałam tutaj. Otóż, udało mi się wygrać 3-miesięczny kurs na portalu MultiKurs/!! YUPPI! ;D Jeszcze nie wiem do końca co to znaczy, ale już przeglądam stronę MultiKursu, biorę nawet udział w 2 dniowym testowaniu na czym on polega... I chyba już wybrałam kurs, który mnie najbardziej interesuje :3 Będzie to z pewnością Japoński intensywny kurs dla początkujących. Będzie to niezła powtórka mojego 80 godzinnego kursu, który odbyłam w poprzednim roku wzbogacony mam nadzieję o wiele nowych zagadnień :) Już nie mogę się doczekać! ^___^

Pełne wyniki konkursów znajdują się tutaj. Polecam zapoznanie się z odpowiedziami, które zajęły pierwsze miejsca :)
Niedawno dotarł do mnie kolejny list z Japonii od Mikky-san! Oczywiście ogromnie mnie to ucieszyło :3 Wygląda na to, że wreszcie poczta zaczęła z nami współpracować, bo nawet moja paczka ze słodyczami dotarła do Japonii! Co prawda dopiero po ponad 5 miesiącach od wysłania i dziwnym zbiegiem okoliczności po dwóch tygodniach od złożenia przeze mnie reklamacji, ale nie czepiajmy się szczegółów. :P

List od Mikky-san zaintrygował mnie od pierwszego spojrzenia, gdy tylko dostrzegłam znaczek pocztowy z Pikachu na kopercie ;) Koperta zawierała list napisany na Rosyjskiej papeterii (jeszcze nie ustaliłam czy to pomyłka czy drobny psikus ze strony mojej przyjaciółki x)) z matrioszką, kartkę z letniego festiwalu natsu matsuri (która fantastycznie się mieni, a fajerwerki wyglądają wręcz jak prawdziwe!*-*) oraz zdjęcie Mikky-san przed światynią Fushimi Inari. Co więcej w kopercie znajdowało się małe zawiniątko, japońskie kadzidło - nie potrafię jednak zweryfikować cóż to za intrygujący zapach w sobie kryje.

Byłam przekonana, że różnicę miedzy Polską a Rosją wyjaśniłam Mikky-san dosyć jasno, a tu taki suprajs ;D Odkąd zobaczyłam absolutenie piękną pocztówkę z fajerwerkami, ciągle rozglądam się w Polsce za podobnie robionymi kartkami, na razie bezskutecznie. Drogi czytelniku, jeśli widziałeś gdzieś kartkę pamiątkową z Polski z piękną mieniącą się ilustracją (np. holograficzną) poinformuj mnie proszę o tym bądź zostaw link do ewentualnej strony sklepu w komentarzu!

Zachęcam do zapoznania się bliżej ze Świątynią Fushimi Inari, bo to jedna z piękniejszych moim zdaniem w Japonii z jej tysiącem czerwonych bram torii.

Wrzucam jeszcze pomoce wizualne:



Paczka, którą wysłałam do Mikky-san zawierała głównie słodkości, trochę zupek w proszku, list i kartkę z mojego rodzinnego miasta. Doszły mnie słuchy, że na pierwszy rzut poszły krówki, które okazały się smaczniejsze niż wszelkie cukierkowe karmelki w Japonii ;) Prawdę mówiąc, nie było łatwo wybrać produkty do takiej paczki. Jakieś pomysły? :)

Na stronie radia PiN można wysłuchać bardzo ciekawych audycji dotyczących różnych dziedziń życia w krajach Dalekiego Wschodu: m.in. w Japonii. Polecam!
Jak zwykle wędrując po sieci przypadkiem trafiłam na bardzo ciekawy konkurs. Postanowiłam wziąć w nim udział, jako że stawką jest kurs dowolnego języka (*japoński japoński japoński japoń...*).

Warunkiem wzięcia udziału było zamiescze na blogu odpowiedzi na pytanie:
Jakiego języka obcego się uczysz bądź chciałbyś zacząć się uczyć i dlaczego? Co on ma Ci dać? Co dzięki niemu zmieni się w Twoim życiu?

A oto moja odpowiedź:
W zeszłym roku rozpoczęłam naukę języka japońskiego. Pierwszy semestr był dla mnie łatwy, większość z tych podstaw, które Taiko-sensei nam wpajała, miałam już w małym palcu, bo z przyjemnością uczę się japońskiego sama w domu. Niestety, z powodów finansowych musiałam zrezygnować z kursu, zanim jeszcze weszliśmy z materiałem na trudniejszy grunt... Obecnie rozumiem co piszą do mnie moi listowni przyjaciele z Japonii, jednak nie potrafię im odpisać w ich ojczystym języku. Powstaje między nami bariera, której żadne z nas nie jest w stanie przekroczyć: oni wstydzą się swojego angielskiego, ja wstydzę się swojego japońskiego. Mam nadzieję, że kontynuowanie nauki języka japońskiego pozwoliłoby mi na przełamanie tych oporów przed używaniem japońskiego i dało mi pewną swobodę wypowiedzi. Chciałabym zaprosić swoich przyjaciół do siebie, do Polski. Boję sę jednak, że nie będę wstanie opowiedzieć im należycie o naszym kraju i o Polakach i czy oni by mnie zrozumieli?

Zobaczymy czy moje przesłanie dotrze do organizatorów ;)

Moich przyjaciół listownych (a właściwie przyjaciółki) poznałam poprzez portal PenPal World. Miałam duże szczęście, gdyż dosyć szybko znalazłyśmy się z Mikky-san. I chociaż różnimy się pochodzeniem, wiekiem, stanem cywilnym, to połączył nas Totoro z jej zdjęcia profilowego ;) Piszemy ze sobą od od stycznia tego roku, wysyłamy sobie nie tylko maile, ale i tradycyjną korespondencję. Niedawno znalazłam śliczną papeterię z polskim wzorem ludowym, nie moge się doczekać, kiedy wykorzystam ją w liście do Mikky-san :)
Szwędając się po YouTube znalazłam przepiękny AMV autorstwa Ainio.

Our Dreamland - Japan

Więcej o AMVku i kilka słów od autorki tutaj.
Little Witch Academia



Jestem wielką fanką anime, dlatego nie mogę pozostać niewzruszona, po obejrzeniu Little Witch Academia.

Jest to jednoodcinkowe anime o tematyce magical girls. Akko Kagari, nasza główna bohaterka, po obejrzeniu spektakularnego widowski staje się wielką fanką czarodziejki Shiny Chariot. Decyduje się na naukę w akademii magii, w której (jak to zwykle w szkole bywa) bohaterka ma swoje wzloty i upadki (tego szczególnie ma dużo), poznaje nowych przyjaciół i wrogów (ale czy na pewno?) oraz zagłębia się w świat magii, który tak pokochała dzięki Shiny Chariot.

W anime oprócz Akko na pierwszy plan wysuwa się kilka jej rówieśniczek: trochę mroczna Sucy Manbavaran, grzeczna i nieśmiała Lotte Yanson oraz najlepsza uczenica w akademii i główna rywalka Akko - Diana Cavendish. Niepokojącą tajemnicę kryje natomiast Pani Profesor akademii (niestety imię nieznane), którą mam nadzieję twórcy w kolejnych częściach będą nam stopniowo ujawniać.

Dwa dni temu skończył się projekt na Kickstarterze dla drugiej części Little Witch Academia. Żałuję, że nie zdążyłam wziąć w nim udziału, ale i tak zakończył się on dużym sukcesem, dlatego można spodziewać się kontynuacji historii z pierwszego odcinka (niestety dopiero w 2014 roku).

Link do akcji na Kickstarterze tutaj.

Little Witch Academia można legalnie obejrzeć na YouTube.

Więcej o Little Witch Academia tutaj. oraz strona oficjalna tutaj.

Little Witch Akademia na Wikipedii
Recenzja na Tanuki-Anime jest krzywdząca i nie zgadzam się z nią, więc linka nie będzie (*w tle pogwizdywanie i marudzenia*).

A dla ciekawych, tytuły powiązane, źródło: My Anime List:
1) Death Billiards (interesujące, polecam)
2) Ryo
3) Arve Rezzle: Kikaijikake no Yoseitachi

PS. Poprawiłam już ten gigantyczny obrazek...^_^"
6 sierpnia - Światowy Dzień Rozbrojenia

Dziś jest bardzo ważny dzień, o czym trąbią liczne portale internetowe, telewizja i gazety. 6 sierpnia to Światowy Dzień Rozbrojenia zwany również Dniem Pamięci Hiroshimy. Mam nadzieję, że większość ludzi zdaje sobie sprawę z powagi i ogromu nieszczęść jakie wywołały zrzucone na Japonię bomby atomowe, lecz jeśli nie, to zapraszam do zapoznania się z tą małą statystyką: Hiroshima 06.08. - ok. 350 tys. ludzi, Nagasaki 09.08. - ok. 74 tys. os. zginęło, a 90 tys. zostało rannych. Były to pierwsze ataki jądrowe, które rozpoczęły erę atomową.

Ciągle toczy się dyskusja"Czy takie środki były konieczne?", "Czy to postępowanie było słuszne?". I każdy ma prawo mieć swoje zdanie w tej kwestii. Ja uważam, że NIE i NIE i jeszcze raz po stokroć NIE... Boli mnie, że wysoko postawieni politycy i wojskowi, powiedzmy zaledwie dziesiątki ludzi - decydują o losie, życiu i śmierci tysięcy cywilów, zabierając im prawo do istnienia w odpowiedzi na decyzje podjęte nie przez nich, lecz przez kilkudziesięciu przedstawicieli ich kraju. Zakładam, że latwiej jest wydawać rozkazy niż je wypełniać (i żyć następnie z piętnem jakie za sobą niosą - o czym przekonali się amerykańscy żołnierze samolotu "Enola Gay", gdy w chwilę po upuszczeniu bomby atomowej "Little Boy" przerazili się tym, co zrobili).

Obecnie w Hiroshimie w miejscu zrzucenia bomby istnieje Park - Pomnik Pokoju. Jest z pewnością miejsce warte odwiedzenia, gdy będzie się w Japonii. Znajdują się tam między innymi ruiny jedynego budynku, który przetrwał eksplozję w odległości 150 od hipocentrum, zdjęcia strasznych szkód jakie wyrządziła ludziom bomba, makieta Ziemii wraz z zaznaczonymi bombami atomowymi, w których posiadaniu są wszystkie kraje, żurawie od nieszczęsnej Sadako, która zmarła na białaczkę... I wiele wiele innych poruszających materiałów, pomników, et cetera. Osoby, które zostały pokrzywdzone bezpośrednio w wyniku wybuchów bomb atomowych lub są dziećmi pokrzywdzonych w ten sposób matek, mają w Japonii status hibakusha ("ludzie dotknięci eksplozją") i mają oni wyjątkowe finansowe wsparcie od państwa, ale żadne pieniądze nie są w stanie zwrócić ludziom rodziców, dzieci, ukochanych, całych rodzin.

Podobno ludzie uczą się na swoich błędach, jednak wiele krajów na całym świecie pozostaje w posiadaniu bomb atomowych. Podziwiam Japonię za całkowity sprzeciw wobec posiadania, przyjmowania czy produkcji bomb atomowych i mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości wszelkie wojny między CYWILIZOWANYMI (sic!) krajami będą się toczyły jedynie na arenie politycznej, a w żadnym wypadku militarnej.

Google udostępniło galerię zdjęć związanych z wydarzeniami w Hiroshimie i Nagasaki. Kliknij, by obejrzeć.

Na 24-30 października przypada tzw. Tydzień Rozbrojenia zainicjowany przez ONZ, o którym również warto poczytać (choćby na Wikipedii).
Tamagoyaki.

Tamagoyaki zwane jest japońskim omletem, chociaż w moim osobistym mniemaniu bardziej przypomina mocno ściętą, słodką jajecznicę. Jest to danie proste w przygotowaniu (oczywiście nie dla osób, które potrafią przypalić gotującą się wodę) z łatwo dostępnych w Polsce produktów.

Otóż, do tamagoyaki potrzebne nam będą jajka, sos sojowy i cukier oraz olej na patelnię i sól wedle uznania. W Japonii używa się również słodkiego mirin (alkoholizowana słodka przyprawa) zamiast cukru oraz dashi (rybny wywar). Podobno tamagoyaki różni się w smaku w zależności od regionu, w którym jest przygotowane: jedne specjalizują się w bardziej słonym, inne bardziej słodkim. Ja zdecydowanie wolę słodkie potrawy od słonych, dlatego też w moim przepisie sól praktycznie nie występuje.

Potrzebne produkty:
5 jajek
1 łyżeczka cukru
1 łyżeczka sosu sojowego
Pierwotnie używałam 4 jajek, ale przy posiadanych w moim domu "łyżeczkach" nie mogłam osiągnąć idealnej harmonii proporcji (xD) póki nie dodałam kolejnego jajka. To chyba jednak kwestia gustu.

Wszystko razem mieszamy i przygotowujemy patelnię, rozgrzewając na niej olej. Nie powinno być go za dużo, jak sugeruje ten uroczy Japończyk na YouTube warto użyć papierowego ręcznika (ale ja nie użyłam i tamagoyaki na tym nie straciło). Wlewamy na patelnię część masy jajecznej. Ile? Zależy od wielkości patelni (która wcale nie musi być kwadratowa jak widzimy tutaj). Grunt by nie lać za grubej warstwy. Czekamy chwilę, aż jajka się zetną i zaczynamy zwijanie. Dobrze, żeby masa nie ścięła się całkowicie, wtedy będzie się lepiej kleić/zwijać. Po zwinięciu, jak zauważyłam z doświadczenia, dobrze jest przesunąć rulonik z powrotem na tą krawędź patelnii, od której zacznało się rolowanie. W ten sosób przy następnych porcjach masy jajecznej i jej zwijaniu zachowamy ciągłość rulonika i "zwojów" wewnątrz tamagoyaki ;) Czynności powtarzamy, aż do wykorzystania całej masy jajecznej. Dajemy naszemu dziełu ostygnąć i voila!

Nie do wiary, że byłam w stanie tyle napisać o kilku jajkach...
Na dowód jak to pysznie wygląda dorzucam zdjęcie.



Dlaczego marzę o Japonii? Ponieważ chcę tam zjeść możliwie jak najwięcej różnych tamagoyaki i spośród nich wybrać przepis idealny dla siebie! Czeka mnie jeszcze wiele eksperymentowania z przepisem na tamagoyaki.
Uzasadnienie.

Nie mam doświadczenia w pisaniu blogów. Nie jestem studentką lingwistyki ani filologii żadnego rodzaju. W życiu nie przyjęliby mnie na japonistykę z moimi ocenami, a z tego co słyszałam, nawet by mi się tam nie podobało... Nigdy nie byłam w Japonii, osobiście nie poznałam ani jednego Japończyka czy też Japonki. Aż do gimnazjum nic nie wiedziałam o Japonii (oprócz tego, że istnieje i że brała udział w wojnach światowych - ach! Dzięki ci szkoło za 6 lat lekcji historii). W takim razie, po co tu jestem?

Jestem tu, żeby poznawać, planować i marzyć, a w przyszłości spełnić moje marzenie wyjazdu do Japonii.